Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

głowie... tak, to był żałosny, przedśmiertny krzyk Niewidzialnych!
Zapewne opuściły już swoje wieże, jak przed miesiącem — i teraz cała ich gromada z jękiem i krzykiem leciała, niesiona wichrem, ku miejscu swojej kaźni...
Na tle nieba, przerzynanego co chwila błyskawicami, widniały jak szarawa chmura, a ich krzyki rozdzierały mi serce. Zdawało mi się, że lecą tutaj wzywać mojej pomocy...
To było straszne: upadłem na piasek, dysząc ciężko, nie mogąc jednak oderwać oczu od tego pełnego szatańskiej grozy widoku.
Cała chmara nieszczęsnych stworzeń przeleciała o kilka metrów zaledwie nad moją głową i ujrzałem, jak lecące na przedzie niknęły w otworze góry, niby w potwornej paszczy, opromienionej teraz bladawem światłem...
Tłoczyły się tam, gnane jakąś siłą straszliwą, jak owce w drzwiach rzeźni i cała ta masa jęcząca, wyjąca strasznym głosem, nikła, pochłaniana powoli przez mroczną, posępną górę...
Ostre krzyki przygłuszał matowy odgłos jak gdyby miażdżonych kości i mięsa, jakieś potworne chrupanie dawało się słyszeć, a od czasu do czasu straszliwa paszcza wyrzucała, otoczone krwawą pianą, resztki zgruchotanych skrzydeł i macek, tworząc z nich wał półkolisty przed wejściem.
Po nad tym wstrząsającym widokiem czarne chmury wybuchały co chwila oślepiającemi błyskami, oświetlającemi ponury krajobraz i rozhukane morze.
Było to nad siły moje... Przytomność mię opuściła — omdlałem.