Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miałem jednak ochoty zapuszczać się w jej głąb, szczególniej, gdy ujrzałem, że szczątki Niewidzialnych były tu w tak wielkiej ilości, iż utworzyły rodzaj wstrętnego, gnijącego bagna.
Nie chcąc tracić z oczu owego wejścia, zatrzymałem się w pobliżu, a umieściwszy łódkę na noc w załamie skał, wyszedłem na kamienistą wysepkę, gdzie, odpocząwszy, chciałem się posilić, lecz pomimo, iż od rana nic w ustach nie miałem, jeść nie mogłem, gdyż uczucie przygnębienia i straszliwa woń odbierały mi apetyt.
Zaledwie zdołałem przełknąć parę łyków wzmacniającego napoju, zabranego z podziemia.
Zbliżanie się nocy przejmowało mię nieokreśloną trwogą; jakoż burza zaczęła się zrywać jeszcze przed zachodem słońca.
Zauważyłem wtedy rzecz niezwykłą: oto w miarę jak błyskawice stawały się częstsze i silniejsze, las drzew metalicznych otaczał się błękitnawym blaskiem, a na ich szczytach zaczęły się ukazywać płomyki, podobne tym, które marynarze nazywają «ognikami Ś-go Elma».
Las ten zdawał się nasycać burzą i wchłaniać ją w siebie.
Patrzyłem, nie pojmując tego zjawiska: ani na Ziemi, ani na Marsie nie widziałem nigdy, aby drzewo mogło być takim przewodnikiem elektryczności.
Z rozmyślań moich wyrwał mię głos szczególny. Noc już zapadła, wicher był silny, lecz nad jego szumem górował jakiś jęk, jakby wychodzący z morza w północnej stronie, silniejszy z każdą chwilą.
Krew mi się ścięła w żyłach, włosy zjeżyły się na