Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pada, inni, że muszą z twego rozkazu bronić wioski, inni jeszcze — że sam dasz sobie radę, a nas wymordują Erloory, bez żadnej dla nikogo korzyści.
Przekonywałam ich, jak mogłam, przedstawiając im jak rozmaite nieszczęścia spaść mogą na nich, jeśli dozwolą zginąć swemu panu i dobroczyńcy. Mówiłam, że może umyślnie uszedłeś gdzieś daleko, dla wypróbowania ich odwagi w odszukaniu cię. Nareszcie udało mi się nakłonić ich do puszczenia się w drogę z zapalonemi pochodniami.
Łatwo nam było z początku postępowania w ślad za tobą, gdyż droga, którą odszedłeś, była z obu stron obrosła kolczastemi krzakami, a na piasku widać było ślady stóp twoich. Tą drogą szliśmy ze dwie godziny, paląc dla oszczędności jedną tylko pochodnię, ale dużo, dużo ich mieliśmy ze sobą.
Cisza zupełna została naraz przerwaną oddalonemi krzykami, które zbyt dobrze były nam znane. Nie można było wątpić — to były wrzaski Erloorów! Na ten głos przyśpieszyliśmy kroku i biegli, co sił. Krzyki ucichły, lecz nieopodal ujrzeliśmy ślady walki: ziemia była stratowaną, a na niej tu i ówdzie leżały czerwone i zielone pióra z twego ubrania.
Niestety! był to dowód niezbity, że zostałeś uprowadzonym przez te potwory!
W tej chwili chmury rozsunęły się nieco i przy świetle naszych księżyców, Fabosa i Dejmosa (czy dobrze pamiętam ich nazwy, które mi powiedziałeś?) ujrzeliśmy górę gładką skalistą, dokoła której krążyły roje Erloorów.
Moi towarzysze na ten widok chcieli uciekać, gdyż zrozumieli, że są w pobliżu schronienia strasznych wrogów, do którego cię wtrącono!