Strona:PL Le Rouge - Niewidzialni.pdf/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Miejsce, gdzieśmy obozowali, było śliczne.
Była to polanka otoczona drzewami, otwarta od strony rzeki, z wybrzeżem, pokrytem różowym piaskiem.
Drzewa te, jak wszędzie zresztą, przedstawiały jaskrawą mieszaninę wszelkich odcieni koloru żółtego i czerwonego. Nie były to już topole, czerwone wiązy i orzechy, z których się składały lasy na północy tej planety. Wspaniałe drzewa z rodzaju bananów rozpościerały na wietrze swe delikatne korony, utworzone ze złocistych liści: był to literalnie złoty las — a to bogactwo kolorów aż nużyło wzrok zdumiony.
Ziemię pokrywał mech pięknego fijołkowego koloru, miękki i puszysty. Cały ten krajobraz był tak uroczy, że patrząc na niego, obawiałem się, czy nie śnię czasami.
Wyrwałem się wreszcie z niemego podziwu, prosząc Eoję, aby mi opowiedziała, w jaki sposób zdołali mię odszukać, gdyż znając leniwy i bojaźliwy charakter moich przyjaciół, nie umiałem sobie tego wytłomaczyć.
To ją widocznie uradowało i napełniło dumą. Zaczęła natychmiast mówić:
— Kiedy nas porzuciłeś, nie wiedziałam, co myśleć o tem; byłam pewną, że cię już nie zobaczę więcej — i płakałam długo, długo. Za nadejściem nocy rozpaliliśmy wielki ogień, ale zdawało się nam, że nie potrafi on nas już bronić, skoro ciebie zabrakło. Patrzyliśmy na siebie ze smutkiem — wreszcie ja pierwsza otrząsnęłam się z tego przygnębienia i powiedziałam:
— Musimy go odszukać: jeżeli nikt z was nie zechce mi towarzyszyć, pójdę sama i muszę go odnaleźć.
Zaczęto mi odradzać; jedni wołali, że noc już za-