Strona:PL Lange - Miranda.djvu/79

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

uważani bywają za starców. W gruncie mieli oni lekkość i elastyczność mężów w pełni rozwoju, gdyż Solarowie do ostatka konserwują siłę umysłu i rzeźkość ciała — a marazm starczy jest tu nieznany.
Zachowali oni zwyczaj pustelnictwa z dawnej epoki braminizmu, zarzucili jednakże te umartwienia jałowe, którym jeszcze dziś oddają się asceci w Indjach. Celem ich jest oderwać się od spraw życiowych, które może są tu mniej dokuczliwe i natrętne niż u nas, a jednak rozpraszają myśl w ten sposób, że człowiek nie może rozmawiać z bogami tyle, ileby pragnął.
Dookoła stały w pewnem oddaleniu od siebie chaty.
Znalazłem na koniec Wiswamitrę. Sąsiedzi przyszli i pomagali mu w urządzeniu chaty, która jeszcze nie była należycie przysposobiona na jego przyjęcie. Chaty to były maleńkie, czasami z jednej, czasami z dwóch izb, dla dwóch osób złożone; zawierały sprzęty najprostsze. Na ławie przed chatą siedziało paru pustelników, a między innemi Wiswamitra: widocznie go tak życzliwie witano. Miał tu oczywiście niemało znajomych: rozpytywali go o przeszłość, o powody dla których osiadł w lesie, o główny przedmiot jego rozmyślań, o jego cele. Wiswamitra spokojnie im na to wszystko odpowiadał, a gdy mnie zobaczył, powstał i jakby ku mnie spieszył. Byłem trochę onieśmielony na widok tylu mężów, którzy zerwali ze światem i zagłębieni w sobie, szukali prawdy. Jednakże sam pobiegłem w jego stronę — i ukłonem powitałem zarówno jego samego jak i innych obecnych tu pustelników.
On — w kilku słowach objaśnił ich o mojej osobie — i widziałem, że jednak byli mną zainteresowani.
— Pozwoliłem sobie — mówię do niego —