Strona:PL Lange - Miranda.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XI.

Byłem prawie jak obłąkany. Co robić, aby tę kobietę powstrzymać od szaleństwa? Odprowadziłem ją do domu Wiswamitry, zresztą z całym tłumem publiczności, która była wysoce przejęta postanowieniem Damajanti — i żywe okrzyki na jej cześć wygłaszała. Damajanti im podziękowała i prosiła, aby w spokoju się rozeszli.
Natychmiast jej posłuchano. Znaleźliśmy się sami, blizcy, Wiswamitra z żoną, Wasiszta z żoną oraz ja i Damajanti. — Zasiedliśmy w ogrodzie i rozważaliśmy postanowienie tej kobiety.
Nikt zresztą nie był tem tak poruszony, jak ja. I Wiswamitra, i Wasiszta bardzo spokojnie, a nawet z pewnym cichym entuzjazmem traktowali zamierzoną ofiarę. Trzeba zaznaczyć, że obecny naczelnik państwa Narajama był bardzo kochany i uchodził za jakąś wyższą istotę: on to miał rzeczywiście zamiar złożyć, ze siebie ofiarę Bogu, ale błaganie i wola Damajanti i jej jakaś opętańcza a niepokonana żądza samopoświęcenia były tak potężnym czynnikiem, że Narajana musiał jej ustąpić.
Czyżby mnie ustąpiła? Ani mowy o tem.
— Posłuchaj, Damajanti — mówiłem błagalnie. — Rozkaż, a natychmiast poddam się obrzę-