Strona:PL Lange - Miranda.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dowi dematerjalizacji. Będę twym niewolnikiem, tylko nie odchodź z tego świata. Zostań tu na ziemi.
— Widzę, że słabą jest twoja wiara w nieśmiertelność ducha. Mylisz się; gdybyś się odcieleśnił i stał się jako jeden z nas, tobyś mnie lepiej rozumiał i nie odwodził byś od przysięgi, którą uczyniłam, Wiedziałbyś, że będę żyć dalej, choć może na innej płaszczyźnie i że prędzej czy później zobaczymy się ze sobą. Traktujesz te rzeczy jak człowiek. Patrz, jak spokojni są ci wszyscy, którzy są tu ze mną.
— Nie rozumiem istotnie, jakie znaczenie może mieć dla tej sprawy nieokreślonej — ofiara twego młodego życia. Rozumiem, jeżeli ktoś umiera dla ukochanych, dla ojczyzny, dla jakiejś sprawy, o którą toczy się walka; jeżeli kto ginie za wydziedziczonych, uciśnionych, wyklętych... Ale za co ty giniesz?
— Nie ginę. Nie umieram. Żyć będę, ofiarę składam, aby dać świadectwo prawdzie, nie żadnej poszczególnej, nie żadnej określonej, ale samej istocie rzeczy, jej nirwidjalnej esencji. Ty może tego nie rozumiesz, bo wy zatraciliście poczucie ofiary dla celów nadrzeczowych i pozaświatowych (chciała pewnie rzec: transcendentalnych). Nie było sposobu, musiałem zrezygnować.
Smutny poszedłem do domu. Jeżeli ona zginie, cóż ja tu miałbym do roboty? Jaknajprędzej chciałem uciec z tej wyspy. Nie wiedziałem czy jutro iść na to straszne widowisko, czy raczej oczy zamknąć, aby go nie oglądać. Ale właśnie Wasiszta moje myśli przeniknął i rzecze mi:
— Damajanti cię prosi, abyś koniecznie był jutro na uroczystości. Naprzód będziemy w świątyni słońca, a stamtąd wielką procesją udamy