Przejdź do zawartości

Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
41

Jakież radosne przerażenie owładnęło staruszką, gdy jej to postanowienie objawiła! Ale nie miała odwagi uciec od męża i domu. On byłby zdolny wysłać po nią swojego strasznego psa. Anna jednak przemogła jej opór bądź żartem, bądź groźbą i nie upłynęło pół godziny, jak siedziała z nią w saniach.
Anna sama powoziła. Droga była grzązka, gdyż było to pod koniec marca, ale starej Ulryce miło było siedzieć w znanych sobie dobrze sankach, ciągnionych przez starą Dizę, wiernę Bergi sługę, co najmniej w jej wieku.
A że ta stara niewolnica do pracy nawykła, humor miała dobry i usposobienie pogodne, zapomniała płaczu, gdy przejeżdżały koło Arvidstorp; pod Högbergiem śmiała się już, a kiedy znajdowały się przed Munkeby utonęła całkowicie we wspomnieniach młodości opowiadała swojej towarzyszce, co się jej wydarzyło, gdy była u hrabiny z Svanenholmu.
Po chwili skręciły w ustronną, odludną okolicę na północ od Munkeby, gdzie droga jest pagórkowata i kamienista. Wije się ona w górę po wszystkich wzgórzach, których tylko dosięgnąć zdoła, powolnemi skrętami, by nagle spuścić się na złamanie karku, poczem biegła prostą linią po równi, ale tuż-tuż znalazła sobie nową wyniosłość, by się mogła znów piąć w górę.
Właśnie miały zjeżdżać z Vestratorpu, gdy nagle stara Ulryka umilkła i kurczowo ścisnęła ramię Anny. Osłupiałe oczy wlepiła w ogromnego psa, ukazującego się na skręcie drogi.
— Patrz! — zawołała.