Przejdź do zawartości

Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
42

Pies wskoczył w las, zanim Anna mogła mu się dobrze przypatrzeć.
— Jedź prędzej! — wołała stara Ulryka — jedź, co sił! Teraz dowie się Sintram, że tu jestem.
Anna usiłowała śmiać się z jej przestrachu, ale tamta szeptała dalej:
— Zaraz usłyszymy jego dzwonki — usłyszymy je, zanim znajdziemy się pod najbliższym pagórkiem.
A gdy w następnej chwili Diża, sapiąc, wspinała się na szczyt Elofa, dały się z dołu słyszeć dzwonki.
Stara Ulryka odchodziła od zmysłów. Dygotała, jęczała, szlochała zupełnie jak w sali na Torsie. Anna chciała Diżę popędzać, ta jednak odwróciła głowę i przesłała jej pełne zdumienia spojrzenie. Czyżby sądziła, że Diża nie wie, gdzie ma biegnąć a gdzie iść wolno? Czyżby chciała ją uczyć sanki ciągnąć, ją, która od lat przeszło dwudziestu zna każdy kamień, każdy most, każdy płot, każdy pagórek na milę wokoło?
Tymczasem dzwonki słychać było coraz bliżej a bliżej.
— To on, to on, znam jego dzwonki! — zawodzi stara Ulryka.
Odgłos dochodzi ich coraz wyraźniej; chwilami brzmi tak silnie, że Anna odwraca się, popatrzeć, czy koń Sintrama nie dotyka głową jej sań — to znów przycicha. Słyszą dzwonki to z prawej, to z lewej strony, ale nie widać jego i czarnego jego konia. Niemiłego uczucia doświadcza na ten bezustanny odgłos dzwonków. Nie jest bojaźliwa, nigdy nią nie była, ale te dzwonki dręczą ją i niepokoją.