Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/286

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
130

Czuł Gösta, że staruszek mówi o nim, który właśnie życie swoje dla nich sprzedał. Wielu z tych, którzy słyszeli obwieszczenie, w powrocie do domu mówiło sobie, że wszystko się teraz obróci na dobre, bo szalony proboszcz z Ekeby przyrzekł im pomoc.
Gösta tymczasem skierował się w zachodnie lasy i zniknął w ich mroku.


Było to na długo przed owym rokiem, w którym rezydenci rządzili na Ekeby.
Pewien pastuszek i pewna pasterka bawili się w lesie, budowali sobie domki z płaskich kamieni, zbierali jagody, wycinali brzozowe fujarki. Oboje urodzili się w lesie: tu była ich ojczyzna, ich państwo. Żyli w zgodzie ze wszystkiem, co tu było, jak się żyje w zgodzie z czeladzią i zwierzętami domowemi.
Malcy nazywali rysie i lisy swojemi nadwornemi psami, łasica była ich kotkiem, zające i wiewiórki ich towarzyszami zabaw, niedźwiedzie i łosie ich grubym zwierzem. Sowy i głuszcze siedziały w klatkach, jodły były ich służbą, a młode brzózki gośćmi na ich przyjęciach. Znali nory, w których wydra zwinięta przesypia sen zimowy, a gdy się kąpali, w przezroczystej wodzie widzieli pływającą żmiję, ale nie bali się wężów, ani duchów leśnych, boć przecież to wszystko było częścią lasu, a ten był ich ojczyzną. Nic nie mogło ich przestraszyć.
Głęboko w lesie stała chatka, w której miesz-