Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
119

dze ojca, użyłabym ich do podniesienia dworu. Skoro jednak nie znalazłam nic innego, wzięłam kilka gałęzi i patyków ze wzgórza hańby mojego ojca, gdyż czeka mnie wielki wstyd, gdy moja pani powróci i zapyta, co się stało z Ekeby.
— Niechże panienka nie bierze tak do serca sprawy, w której przecież nic nie winna — uspokajał ją Beerencreutz.
— Ale nie tylko dla siebie wzięłam owe patyki ze wzgórza hańby — mówiła dalej młoda dziewczyna. — Wzięłam też kilka i dla panów, Proszę więc — oto są! Mój ojciec nie był jedynym, który hańbę i wstyd sprowadził na tę krainę.
I przechodziła od jednego do drugiego, kładąc przed każdym kilka suchych gałązek. Wielu z rezydentów łajało ją, kilku jednak przyjęło to ze spokojem.
W końcu Beerencreutz ze spokojną powagą wielkiego pana odezwał się:
— Dobrze, panienko. Dziękujemy. Można już odejść.
Gdy wyszła, uderzył w stół zaciśniętą pięścią, aż kieliszki zabrzęczały.
— Od tej chwili nie piję nic! — zawołał. — Czegoś podobnego wódka już ze mną nie dokaże.
Powstał i wyszedł, a głębokie milczenie zaległo znów między rezydentami.
Przed każdym z nich leżało kilka gałązek i patyków ze wzgórza hańby. Szedł od nich szereg niemiłych pytań. Gdzie przebywa majorowa? Co się stało z potęgą i wielkością Ekeby? Dlaczego zginął wysłannik