Przejdź do zawartości

Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
118

ling w lasy, jak zwykł był czynić, gdy sumienie jego otrzymało nowy cios bolesny. Wiedzieli, że zabawi długo, może całe tygodnie, póki czas nie uleczy jego żalu. Ich młoda hrabina zamknęła się u siebie i nie chciała żadnego z nich widzieć.
Róże powiędły, listki poopadały, trawa pożółkła. Rezydentom zaczęło się zdawać, że samo życie przekwitło. Orneclou spostrzegł nagle, że jest stary i szkaradny, wuj Eberhard skończył wielkie naukowe dzieło, sumienie patrona Juliusza nie chciało milczeć, Liliencrona zatęsknił za domem.
I pytają sami siebie, czem zgrzeszyli, że wino straciło smak, że gra w karty nie sprawia im już przyjemności, że muzyka nie potrafi ich ożywić. Dlaczego stracili zdolność radowania się? Jakąż zbrodnię popełnili biedni, nędzni rezydenci?
Gdy tak rozmyślają, weszła córka proboszcza z Broby. Była to energiczna, drobna osóbka, która przez cały rok starała się walczyć z niedbalstwem w gospodarstwie i rozrzutnością. Było w niej tyle powagi i poczucia obowiązku, że rezydenci okazywali jej szacunek, chociaż wyszła nieledwie z dzieciństwa.
— Dziś byłam znów w domu ojca i szukałam pieniędzy — odezwała się do rezydentów.
— Ale nic nie znalazłam. Wszystkie kwity dłużników są powyrywane, a szafy są próżne.
— To smutne — rzekł Beerencreutz.
— Kiedy majorowa opuszczała Ekeby — ciągnęła dalej córka proboszcza — prosiła mnie, bym czuwała nad jej domem. A gdybym znalazła pienią-