Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
120

Boży? Gdzie zamożność, która panowała nad jeziorem Löb?
I nagle skrzydło rezydentów rozbrzmiało tysiącem głosów, które odpowiadały na pytania. Zdało się staruszkom, że znajdują się wśród roju pszczół brzęczących i kłójących, gdyż na wszystkie te pytania brzmiały kłójące, gryzące odpowiedzi. Rezydenci wypędzili swoją dobrodziejkę, rezydenci, których przyjęła pod swój dach, wygnali ją w świat. Ona żywiła ich i zabawiała, oni odwdzięczyli się jej głodem i zmartwieniem.
Rezydenci zmarnowali najpiękniejszy majątek Wermlandu. Rezydenci zamknęli drzwi domu przed wysłańcem Bożym. Zawadyaka, który go pozbawił życia, mniejszą mu wyrządził krzywdę, niż my, którzyśmy zabili w nim nadzieję. Rezydenci szerzyli wśród ludu pijaństwo i próżniactwo.
Po chwili podnosił się jeden rezydent za drugim i wychodzili. Przypadek zrządził, że niebawem wszyscy spotkali się nad rzeką tam, gdzie stał młyn i kuźnia. Wszędzie widoczne były ślady zniszczenia. Wielki młot sterczał z pośród stosu krokwi i desek — grube mury pieca były jeszcze całe, ogromny otwór komina otwierał swą paszczę.
I o dziwo! Wśród całej tej ruiny krzątał się Beerencreutz i pracował — chciał on uprzątnąć miejsce na nowy młyn i nową kuźnię. I w miarę, jak tamci nadchodzili, ci zabierali się też do roboty. Niebawem zgromadzili się wszyscy, wynosili belki, tłukli kamienie, kopali i zbijali. Wkrótce też zaczęły znów rozlegać się śpiewy, żarty i śmiechy. Wróciła