Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/119

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
121

wagi w Karlstadzie. Ha, o to trzebaby się popytać rezydentów.
Oni przebywają osobiście na pokładzie ciężkiego, brzydkiego promu; sami chcą żelazo dostawić z Ekeby do Göteborgu. Nie powierzają żelaza zwykłemu przewoźnikowi. Z fiaszkami i koszykami zapasów, z waltornią i skrzypcami, ze strzelbami, wędkami i kartami wsiedli rezydenci. Chcą wszystko, co możliwie, uczynić dla drogocennego żelaza i nie opuszczą go, póki go nie wyładują w Göteborgu. Sami naładowali wory, sami pilnować będą żagli i steru. Do tego są jak stworzeni. Czyż istnieje ławica piasku, skała w jeziorze Wenern, którychby nie znali? Nie władająż sterem i linami żaglowemi tak wprawnie, jak smyczkiem i lejcami?
Żaden z rezydentów nie pozostał w domu. Eberhard opuścił swój pulpit, a stryjaszek Krzysztof swój kąt pod piecem. Nawet łagodny Lövenberg wyruszył z nimi. Nikt nie chciał pozostać w domu, gdy rozgrywa się sprawa honoru Ekeby.
Ale na Lövenberga niedobrze wpływa widok rzeki Klar, nie widział jej od lat trzydziestu siedmiu i tak też długo na żadną łódź nie stąpił nogą. Nie może znieść błyszczących powierzchni morza i szarych rzek. Przypominają mu się nazbyt smutne rzeczy, gdy się znajdzie na wodzie, dlatego też stale jej unika, ale dziś nie mógł się utrzymać w domu. I on chce współdziałać w ratowaniu sławy Ekeby! Przed trzydziestu siedmiu laty widział Lövenberg narzeczoną swoją, znikającą w falach tej rzeki i od tego czasu głowa jego wciąż niedomaga
A gdy tak stoi i wpatruje się w nurty, coraz