większa mgła zasnuwa mu umysł. Szara rzeka, płynąca w licznych, drobnych, skrzących się falach, wydaje mu się ogromnym wężem o srebrnych łuskach, czatującym na zdobycz. Wysokie, żółte, piaszczyste brzegi z rzadkiemi kępkami trawy, przez które rzeka wyżłobiła sobie koryto, są ścianami przepaści, na której dnie czyha wąż, a szeroki gościniec, wrzynający się głęboko w ścianę, wijący się przez piasek aż do przewozu, zkąd promy odbijają — to wejście do strasznej jaskini mordu.
I drobny człowiek stoi i wpatruje się osłupiałemi, małemi, niebieskiemi oczkami w wodę. Długie, białe włosy wiatr rozwiewa, a lica, zazwyczaj lekko zaróżowione, są obecnie blade z przerażenia. Wie na pewno, jakgdyby mu kto powiedział, że niebawem od drogi nadejdzie ktoś i rzuci się w paszczę czatującego węża.
Rezydenci gotowi są do odjazdu. Chwytają długie żerdzie, aby odepchnąć promy na wodę, wtem krzyczy Lövenberg: — Wstrzymajcie się! Na miłość Boską, wstrzymajcie cię!
Przypuszczają, że jestto początek szału, który sprowadziło kołysanie się promu, mimowoli jednak opuszczają żerdzie, a on, widząc, jak rzeka czyha na łup, wskazuje ruchem ostrzegającym na gościniec, jakgdyby widział kogoś zbliżającego się.
Wiemy przecież wszyscy, iż w życiu zdarza się nieraz tak dziwmy zbieg okoliczności, jak to, co teraz nastąpi. Ktoby się dziwić jeszcze potrafił, zdumieje się, że rezydenci właśnie tego ranka, następującego po nocy, w którą hrabina Elżbieta wyprawiła się w podróż na wschód, znajdują się z pro-
Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/120
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.
122