Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T2-3.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
120

Pociągnął dalej do Björnidet. Czy jest tu żelazo? Nie, naturalnie, że niema. Nie mieli przecież węgli, a z Ekeby nie mogli się doprosić ani pieniędzy na zapłacenie węglarza, ani ludzi do przewiezienia węgli. Przez całą zimę huta spoczywała.
Tedy rzuca się Gösta dalej, na południe. Przybywa do Han, na wschodniem brzegu jeziora, do Löfstafosu, położonego w głębi lasu i do Elgforsu, ale i tam nie więcej ma powodzenia. Nigdzie nie mają żelaza, a wszędzie winni są rezydenci, że tak się stało.
Wraca więc Gösta do Ekeby, a rezydenci spoglądają ponurym wzrokiem na kilka centnarów, będących na składzie. Pochylają głowy pełni żalu i wstydu, słyszą bowiem, jak cała natura śmieje się z Ekeby, zda im się, jakby słyszeli ziemię wstrząsaną łkaniem, trawę i kwiaty skarżące się, że przepadła cześć i sława Ekeby


Ale co tu dużo mówić i dziwić się? Dość, że zjawiło się żelazo z Ekeby!
Jest, jest nad rzeką Klar zładowane na promach, gotowe popłynąć rzeką do Karlstadu, tam się je zważy, poczem okrętem przez jezioro Wenern dostanie się do Göteborgu. Ocalony zatem honor Ekeby!
Ale jak się to stało? W Ekeby zaledwie było kilka centnarów żelaza, a w sześciu innych hutach wcale nic nie było. Jakżeż to możliwe, aby ciężko ładowne promy wiozły niesłychaną moc żelaza do