Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
59

Nie pamiętasz, jak nas wydźwignął z nędzy? Jeździliśmy jego powozami, spijaliśmy jego wino. Czyż nie wypełniało twoich kieszeni jego złoto? Czyż nie przyjąłeś owych siedmiu włości? Wtedy milczałeś i przyjąłeś wszystko; wtedy trzeba było użyć pięści — wtedy trzeba było użyć pięści!
Tu mąż jej odwraca się i spogląda po obecnych. W twarzach ich czyta, że przyznają jej słuszność, że wszyscy byli przekonani, iż przyjął pieniądze i dobra za przyzwolenie.
— Nic nie wiedziałem! — zawołał, tupiąc nogą.
— Szczęście więc, że już teraz wiesz! — przerywa mu lodowatym głosem. — Myślałam już, że umrzesz, nie dowiedziawszy się prawdy. Szczęście, że obecnie już wiesz, a zatem otwarcie mogę mówić z tobą, który byłeś moim panem i stróżem mojego więzienia. Wiedzże, że należałam do niego, do tego, któremu mnie odkradłeś. Wszyscy, którzy mnie obmawiali, niechajże słyszą.
I dawna miłość z oczu jej tryska, niby promień jasny. Widzi naprzeciw siebie męża z groźnie podniesioną pięścią. Przerażenie i wzgardę czyta na wszystkich pięćdziesięciu twarzach. Czuje, że to ostatnia godzina jej wielkości, ale nie może odmówić sobie rozkoszy mówienia śmiało o najpiękniejszych swoich wspomnieniach.
— To był mężczyzna — wspaniały mężczyzna! Kimże ty byłeś, że odważyłeś się stanąć pomiędzy nami? Nigdy nie widziałam drugiego takiego człowieka. On obdarzył mnie szczęściem, majątkiem... Błogosławiona niechaj będzie pamięć jego!