Strona:PL Lagerlöf - Gösta Berling T1.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
45

w Bro, a wysoko, w lesie zapalił już parobczak jakiś stos trzeszczących gałązek jedliny, aby jego ukochanej rozjaśniły drogę.
Na wszystkich chatach poustawiały kobiety na oknach świece, które zapalą, gdy pobożni będą przechodzili do kościoła. Organista przez sen powtarza sobie pieśni, stary proboszcz, leżąc w łóżku, próbuje głosu, czy mu dopisze, gdy będzie miał śpiewać: „Chwała Panu...“
Ach, panowie rezydenci, lepiej byłoby, gdybyście tę spokojną noc przepędzili w łóżkach, zamiast bratać się z księciem ciemności.
Ale oni witali go okrzykami, jak to już Gösta uczynił. Postawili przed nim szklanicę gorącego napoju i usadzają go na honorowem miejscu. Beerencreutz proponuje mu partyjkę, patron Juliusz śpiewa najpiękniejsze pieśni, a Omeclou rozmawia z nim o pięknych kobietach, o tych niebiańskich istotach, które osładzają nam życie. Rogaty, zadowolony z przyjęcia, wspiera się królewskim ruchem o kozioł i zbliża do skrzywionych ust pełną czarę.
Gösta Berling, naturalnie, wygłasza mowę na cześć jego.
— Wasza wielmożność! — mówi — długo oczekiwaliśmy tu waści na Ekeby, gdyż zapewne wasza wielmożność nie ma dostępu do innego raju. Tu żyje się, nie siejąc, ni orząc, jak waszej wielmożności zapewne nie tajno. Tu pieczone gołąbki same wpadają do gąbki — tu płynie mocne piwo i słodka wódka we wszystkich strumieniach i potokach. Tu dobrze się nam żyje, jak wasza wielmożność widzi.