Przejdź do zawartości

Strona:PL L.M.Alcott - Małe kobietki.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cię wytłomaczę, jak będę mogła najlepiej. Nie możesz tu zostać, więc naco odgrywać komedję?
— Nie mam zamiaru pozostawać długo; wybiorę się w podróż, a skoro dziadek zatęskni, będzie wiedział jak postąpić.
— Zapewne, ale nie powinieneś oddalać się i dawać mu powodu do zmartwienia.
— Daj mi pokój z kazaniem. Pojadę do Waszyngtonu zobaczyć się z Brookem; tam jest wesoło, więc się rozerwę po tych udręczeniach.
— To się zabawisz! jabym także chciała frunąć, — rzekła Ludka, zapominając o roli mentora, gdy sobie wyobraziła ożywione żołnierskie życie w stolicy.
— Pojedź; czemuby nie? Ty sprawisz niespodziankę ojcu, — ja rozruszam mego starego Brookeʻa i zabawimy się wybornie; zrób to, Ludwisiu! Zostawimy list zapewniający, żeśmy zdrowi, i puścimy się w drogę. Mam dosyć zebranych pieniędzy. Wycieczka ci posłuży, i nie będzie nic złego, że odwiedzisz ojca.
Przez chwilę Ludka taką miała minę, jakgdyby gotowa była przystać. Znużyło ją pielęgnowanie chorej i życie w zamkniętym pokoju, więc pragnęła zmiany, i silnie ją pociągał ojciec, niemniej jak obozy, szpitale, wolność i rozrywki. Oczy jej zapałały i zwróciły się z zamyśleniem do okna, lecz spojrzawszy na dom z przeciwka, potrząsnęła głową ze smutnem postanowieniem i rzekła:
— Gdybym była chłopcem, pojechalibyśmy razem i bawilibyśmy się cudownie; ale ponieważ jestem dziewczyną, wypada mi być przyzwoitą i pozostać w domu. Nie kuś mię, Teodorku, to szalony pomysł.
— W tem cała przyjemność, — odparł, opanowała go