Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zastanawiałem się i jestem zdania, że niesprawiedliwie postępuje każdy, kto, doznawszy dobrodziejstw bądźto od przyjaciela, bądź też od wroga, nie stara mu się za nie odpłacić.
— Jeżeli więc tak się rzecz ma, to czyż niewdzięczność nie jest najczystszą niesprawiedliwością?
Lamprokles zgodził się z tem.
— Czy zatem niejest się tembardziej niewdzięcznym, im większego doznaje się dobrodziejstwa i nie odpłaca się za nie?
I to potwierdził Lamprokles.
— A gdzież możemy znaleźć ludzi, którzyby doznawali od drugich więcej dobrodziejstw, jak dzieci od rodziców? Wszak rodzice to powołali ich z nicości do życia, dali im możności widzenia tych wszystkich pięknych rzeczy i skosztowania tych wszelakich dóbr, jakich tylko bogowie użyczają ludziom, — dóbr, które my uważamy do takiego stopnia za najdroższe dla siebie, że wszyscy najusilniej unikamy chwili, któraby ich nas pozbawiła; państwa zaś przepisują śmierć jako karę za najcięższe przewinienia, w tem przekonaniu, że nie mogłyby obawą żadnego większego zła przeszkodzić nieprawościom. Nie przypuszczasz przecież, aby ludzie pragnęli mieć dzieci tylko gwoli rozkoszy. Z jednej strony mąż żywi swą małżonkę i zawczasu przygotowuje dla mających się urodzić dzieci wszystko to, co, zdaniem jego, będzie im w życiu pożytecznem i przytem w największej, o ile można, obfitości. Żona zaś po poczęciu dźwiga swe brzemię, pomimo obarczenia i niebezpieczeństw, grożących jej życiu, oddając część pokarmu, którym sa­ma się żywi. Następnie wśród wielu dolegliwości doniósłszy i odbywszy poród, karmi i troszczy się