Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Lecz przypuśćmy Eutydemie, że ktoś, obrany wodzem, po zdobyciu niesprawiedliwego i wrogiego miasta, obywateli jego sprzeda w niewolę; czy powiemy o nim, że popełnia czyn niesprawiedliwy?
— Bynajmniej.
— A czy nie nazwiemy czynu jego sprawiedliwym?
— Owszem, nawet bardzo sprawiedliwym.
— Przypuśćmy dalej, Eutydemie, że wódz ten, prowadząc z mieszkańcami owego miasta wojnę, dopuszcza się oszustwa?
— I to postępowanie będzie sprawiedliwem.
— A jeżeli wódz ten łupi i grabi mienie nieprzyjaciół, czy nie będą postępki jego sprawiedliwe?
— I owszem, Sokratesie. Lecz ja przypuszczałem początkowo, że pytania twoje tyczą się tylko stosunku z przyjaciółmi.
— Czy nie należałoby więc, Eutydemie, podciągnąć także pod czyny sprawiedliwe wszystkiego, cośmy już zapisali w szeregu niesprawiedliwości?
— Naturalnie.
— Więc, skoro stanęliśmy na tem, to, czy nie zechcesz Eutydemie, abyśmy takie znowu zrobili rozróżnienie, że tego rodzaju czyny są sprawiedliwe względem wrogów, niesprawiedliwe zaś względem przyjaciół, że przynajmniej względem tych ostatnich należy być możliwie najszczerszymi?
— Masz zupełną słuszność, Sokratesie.
— Więc przypuśćmy teraz, że wódz jakiś, widząc wojsko swoje upadające na duchu, kłamliwie mu doniesie o zbliżeniu się sprzymierzeńców i kłamstwem tem usunie trwogę ze swoich szeregów; do jakiego rzędu zaliczymy taki podstęp?