Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Rozumie się, że pierwszy podejmowałbym go gościnnie, w razie przybycia jego do Aten. Gdybym zaś chciał, aby gorliwie się on zajął sprawami, dla których przyjechałem, to musiałbym, naturalnie, pierwszy toż samo zrobić dla niego.
— Tak więc znałeś od dawna, Cherekratesie, wszystkie środki przynęty, jakiemi ludzie rozporządzają i ukrywałeś się z niemi. Czy lękasz się pierwszy dać początek, aby nie przedstawić się w złem świetle, jeżeli pierwszy okażesz życzliwość swemu bratu? A jednak, zdaje się, że ten godzien jest największej pochwały, kto nie daje się wyprzedzić wrogom w wyrządzeniu krzywd, a przyjaciołom w świadczeniu im usług. Gdybym więc sądził, że Cherefont zdolniejszy jest od ciebie przejąć się pierwszy taką życzliwością, starałbym się wprzód jego skłonić do zrobienia próby pozyskania twej przyjaźni. Lecz teraz przynajmniej w tobie widzę więcej zdolności do zrobienia takiego pierwszego kroku.
— Dziwacznie mówisz, Sokratesie, i zupełnie wbrew swym zasadom, zachęcając, abym ja młodszy pierwszy krok czynił; wszak w całym świecie przeciwna temu przeważa zasada, aby starszy przewodził we wszystkiem, zarówno w czynie, jak w słowie.
— Cóż znowu, Cherekratesie? Czy nie jest to w zwyczaju wszędzie, że przy spotkaniu się młodszy usuwa się z drogi przed starszym, że wstaje przed nim ze swego siedzenia, stara się go uczcić wygodnem posłaniem i ustępuje mu w rozmowie? Nie powinieneś więc, mój drogi, wahać się; przeciwnie, powinieneś starać się zjednać sobie brata, a on bardzo prędko będzie ci powolnym. Czyż nie widzisz, jak dalece jest on ambitny i szlachetny? Tylko małych