Strona:PL Ksenofont Konopczyński Wspomnienia o Sokratesie.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

i nędznych ludzi można zjednywać datkami; zacnych zaś i dzielnych najłatwiej podbić przyjaznem obejściem się z nimi.
— A cóż będzie, jeżeli, pomimo takiego z mej strony postępowania, nic się on nie zmieni na lepsze?
— Cóż ma być innego, jak to, że ty pokażesz się człowiekiem dobrym i ożywionym bratnią miłością, on zaś lichym i niegodnym dobrego obejścia się? Lecz sądzę, że tak nie będzie. Mojem bowiem zdaniem, jak tylko brat twój zauważy, że powołujesz go do tego rodzaju walki, dołoży wszelkich usiłowań, aby cię przewyższyć i mową i czynem w życzliwości. Teraz jesteście w samej rzeczy w takim względem siebie stosunku, jak ręce, które, zaniechawszy zadania wskazanego im przez Opatrzność, — udzielania wzajemnej pomocy, — miałyby na celu szkodzenie sobie; albo jak nogi, które, nie troszcząc się o to, że zrządzeniem bożem przeznaczone są do wspólnego działania, przeszkadzałyby sobie wzajemnie. Czy nie dowodziłoby wielkiego nierozsądku i zaślepienia używanie na swą szkodę tego, co stworzone jest na nasz pożytek? A jednak braci, zdaniem mojem, Bóg stworzył dla większej jeszcze wzajemnej korzyści, niż ręce, nogi, oczy i inne organa, które po parze dane są ludziom. Gbyby bowiem ręce nasze potrzebowały zajmować się jednocześnie dwiema rzeczami, odległemi od siebie więcej, niż na sążeń, nie potrafiłyby tego uczynić. Podobnież nogi nie zdołałyby podejść jednocześnie do przedmiotów, oddalonych od siebie choćby na jeden tylko sążeń. Wreszcie oczy, które, jak się zdaje, najdalej sięgać mogą, nie mogłyby jednocześnie widzieć przedniej i tylnej strony przedmiotów, znajdujących się na bliższej nawet odległości,