Strona:PL Krzak dzikiej róży (Jan Kasprowicz).djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Zgrzeszyłem brakiem płomienistej wiary,
Ty mnie oczyszczasz z śmiertelnego grzechu!
Niech mnie odbiegną wszystkich pragnień mary!
Niech ulatują w szalonym pośpiechu!
Ty w ducha mego dojrzałym orzechu
Pozostań jądrem nietkniętem! Potęga
Łzą zroszonego, jak cyprys, uśmiechu,
Co z ócz twych tryska, niech mi w serce sięga
I spaja jego karby, gdy je świat rozprzęga.

O zostań przy mnie, dopóki duch boży
Z niebios zamglonych nie spłynie na ziemię
W dnia jutrzejszego promienistej zorzy;
Duch, co nędzarzy naodziewa plemię,
Co karmi głodnych, z ramion zrzuca brzemię
Nadmiernej pracy, koi łzy dokoła
Ach! i zamyka źródła krwi, co ciemię
Szermierza, piewcy, myśli apostoła
Uwalnia z ostrych cierni, wieńcząc w kwiat ich czoła.

I dziś od świata nie pragnę nic więcej,
Choć mnie dotychczas samym poił jadem,
Jak ciągle poi tysiące tysięcy,
Tylko, gdy strojna w zniszczenia dyadem,
Śmierć złoży dłoń swą na mem czole bladem
I, co znikome we mnie, zamknie w grobie,