Strona:PL Kraszewski - Wybór pism Tom IX.djvu/686

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
665
LISTY Z PODRÓŻY.

dnio biorąc, klasy średnie budzą się dosyć późno, około południa rozpoczynają życie, późno dosyć téż je kończą. Chwila śniadania przerywa tylko zajęcia, które trwają do piątéj i szóstéj, między szóstą a siódmą obiadują wszyscy i nic się już późniéj nie robi. Reszta dnia jest poświęcona domowi i rodzinie.
W téj porze mają miejsce wszystkie posiedzenia i odczyty zgromadzeń prywatnych, stowarzyszeń zajmujących się nauczaniem i t. p. Szczęśliwym trafem udało mi się w krótkim przeciągu pobytu skorzystać z miesięcznego posiedzenia stowarzyszenia ekonomistów, na które sam wice-prezes jego powszechnie tu poważany dla swéj nauki, talentu i niezmiernéj żarliwości, Ludwik Wołowski, był łaskaw jako gościa mnie wprowadzić. Posiedzenie to, na sposób angielski, poprzedzone było składkowym obiadem w jednéj z restauracyi Palais-Royal. Przyjęcie bardzo wytworne, ale zarazem skromne, trwało więcéj godziny, poczém prezes towarzystwa p. Renouard, członek instytutu prosił o milczenie i profesor Józef Garnier krótkiém sprawozdaniem zagaił rozprawy.
Nim króciuchną ich treść podamy, nie od rzeczy będzie, choć ogólnie dać rys osobistości składających towarzystwo. P. Renouard naprzód, człek poważny już i w wieku, daléj wice-prezes Wołowski, nadto nam znany, byśmy co o nim mówić potrzebowali, Józef Garnier twarzy miłéj i otwartéj, wymowy łatwéj, jasnéj, dowcipnéj i energicznéj; Baudrillart, młody jeszcze, blondyn, sympatycznéj bardzo pawierzchowności, kilku pisarzy, redaktorów dzienników, urzędników, kupców, profesorów, prawników. Nie wymieniam imion, które z trudnością pochwycić mi przyszło, zapamiętałem tylko p. Cochat z Revue des deux mondes, korespondenta paryskiego Times’a p. Oneagher, Jul. Duval z Debatów, brata p. Chevalier Augusta, p. Blaise, Dessard, Lefond, konsula jednéj z rzeczypospolitych Ameryki południowéj, P. Freder-Passy młodego i wielkich nadziei profesora z Montpellier i t. d. i t. d. Gościem był dyrektor Edymburskiéj Review p. Reeve z Londynu, człowiek, któremu głos powszechny przyznaje przeważne stanowisko w redakcyi Times’a, chociaż on sam odpycha to jako narzuconą potwarz. Typ twarzy zupełnie angielski, ale piękny, szlachetny i pełen spokoju, odbijał wśród różnych wielce fizyognomij Francuzów, kipiących nadmiarem życia. P. Reeve patrzał, słuchał i milczał.
Wogóle obiad przeszedł wśród rozmów cząstkowych, które szmerem głuchym napełniały salę, ku końcowi przy deserze p. Renouard zaprosił p. Garnier do przemówienia, rzucono program kwestyj, które towarzystwo mogło sobie wybrać do roztrząsania.
Prof. Garnier odezwał się, wzmiankując naprzód o stratach, jakie poniosła nauka przez śmierć kilku ludzi, którzy się nią lub rozsze-