Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tam jechać.. tymci lepiej, żonę łatwiej mi będzie odzyskać gdzieindziej niż z klasztoru.. bo taki zawsze, widzisz, napaść na klasztór... może być sprawa nie dobra! — Ale co ci się śni? alboś myślał na prawdę klasztoru dobywać? spytał Żubr.
A co ty myślisz? dobywać czy włamać się, czy wkraść.. dosyć że żonę dostać muszę. Rozumuję tedy tak, jeźli nie jechały tędy, niepojechały wcale, kryją się gdzieś na wsi, trzeba nawracać, szpiegować, dowiedzieć się, napaść i porwać...
Żubr westchnął, rokowało to ciężką wyprawę.
— E! dałbyś pokój! zawołał — co ci tam po takiej żonce która ciebie nie chce... siedziałbyś spokojnie...
— No! no! ja wiem co robię, nie studź darmo gęby — odparł Zbisław — mnie, jak ja sobie co powiem, i sam diabeł nie przekona..
— No, to rób sobie co chcesz!
— Ty bo dobra bestya jesteś — dodał Zbiś, ale nie do rady... chodźmy do naszych...
W izbie zmęczeni podróżni drzemali na sianie, dla rozbudzenia ich w sposób oryginalny, wchodząc pan młody z pistoletu wypalił. —