Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W blasku złocistego poranku pokazał się zameczek na górze, a Domcia która go od lat kilkunastu nie widziała, to jest od dzieciństwa, uderzyła w dłonie z radości... Ślicznie bo też wyglądało to miejsce na tle zielonych łąk, szerokiej wstęgi wody i niebios rannych omglonych, osnutych pół przezroczystemi chmurkami.
Pani Bożeńskiej przy uśmiechu i łza zakręciła się w oku — kochała Opole, ale z jego imieniem wiązała się dla niej myśl o starości.
U stóp wzgórza rozciągała się wioska wesoła, zabudowana porządnie, umajona sadami. Mieszkańcy oprócz rolnictwa które się dobrze opłacało, mieli pomocnicze przemysły leśne, i rybołówstwo dodatku. Znać to było na weselszych ludu twarzach, na bielszych koszulach, na świeżo wyglądających chatach. Od wsi ku zamkowi zwanemu w starych aktach Ogrodzieńcem, prowadziła krótka droga drzewami wysadzana, potym przejeżdżało się fossę jeszcze wodą zalaną po moście, ale już teraz ze zwodzonego przerobionym na stały i bramą w wałach wjeżdżało się na czysty, mały dziedzińczyk. Ze starych fortyfikacyi, baszt, kurtyn porobiono w XVII wieku galerye, przybudówki, kaplice, skarbiec...
Sam korpus pałacyku wysokiego wznosił