Strona:PL Kraszewski - Szaławiła.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się w pośrodku przyozdobiony kamiennemi drzwiami i rzeźbami, wśród których jeszcze Firlejowskie herby widniały. — W ganku z balustrady na której stały dwa kamienne wazony rokoko, czekała już stara Osowiecka cała biało ubrana, w czepku białym z żółtemi wstęgami, z pękiem kluczów w ręku i ekonom w żupaniku letnim i długich butach kozłowych. Był to stary konfederat, żołnierz wyga, ale dobre człeczysko...
Ledwie panie wysiadły przybiegła też wiejska służba zamkowa powitać tych niespodzianych gości. Pani Bożeńska że to była kobieta z głową a przytomna i wiedziała z kim miała do czynienia, czuła iż chwili tracić nie powinna. Przywitała panią Osowiecką uściskiem i zostawując jej szczebiocącą a szczęśliwą Domcię, sama zwróciła się ku panu Chrapskiemu, ekonomowi i rządzcy Opola. Odprowadziwszy go na bok trochę, zawołała żywo:
— Mój Chrapski, mój dobrodzieju — nie myślcie żebym ja tu dla siebie i dla was na gody przybyła. Wiecie pewnie że Domcię prawie mi gwałtem za mąż wzięto...
Tu westchnęła...
— Nie chciałam nigdy tego małżeństwa... ale cóż? jestem słaba kobieta. Tymczasem w chwili ślubu prawie zaszły takie okolicz-