Strona:PL Kraszewski - Starościna Bełzka.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

którym siedzących przy stoliku jw. państwa starostów nowosielskich i ich córkę starościnę bełzką znaleźli. Naprzód z broni ognistéj dając kilka wystrzałów, czego znakiem jest wizya grodowa, która kule w ścianach znalazła (dekret powiada, że poznano mimo twarzy zaczernionéj Wilczka, który pierwszy wystrzelił) — lokajów i hajduków, natenczas stół do wieczerzy zastawujących bić i rozpraszać zaczęli, do jmpp. starosty nowosielskiego, chroniącego się z żoną i córką do drugiego pokoju ciągnącego, mimo samego ucha strzelili, przytomnego naówczas p. Trzaskowskiego tumult ten w drugim pokoju u drzwi utrzymującego wybiwszy gwałtownie drzwi flintami okrutnie zbili, powtarzając ciągle:
— „Kondraty! (Konfederaty) rubi! wiaży! koły!“
Samą panię starościnę nowosielską w słabości poronienia natenczas będącą, na ziemię obaloną z karabinami bić zapędzali się, którą ledwie własném ciałem osłaniając p. Trzaskowski od śmierci ochronił. To czynią jedni, drudzy łóżko pawilonem zasłonione karabinami dziurawili, a wtém postrzegłszy starościnę bełzką, zalęknioną, w kącie razem z kobietami innem stojącą, pytać się językiem rossyjskim zaczęli: kto ona jest? — od któréj odebrawszy odpowiedź, że jest córką najstarszą starostw nic im niewinną, krzyknęli zaraz po rossyjsku: Woźmite jejo, ona znajet o kontradach... W tym momencie gwałtownie, sposobem najezdniczym, bez futra i najmniejszego opatrzenia, porwali ją i uciekli...
„Ludzi w Kulikowie miasteczku, pod pozorem dońców podwodę biorących, okrutnie zbili, samą starościnę słabą, brodzącą po pas w śniegu przy kilkudzisięciu razach upadnienia na ziemię, do ucieczki przy-