Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bym się dziwował! Ale kupcem zostać! Siekierzyńskiemu! Nie lepszać nędza, ubóstwo, żebranina... wszystko lepsze...
I rozprawiałby tak stolnik długo może, gdyby go Dorota dognawszy, nie chwyciła za rękę.
— A co? — spytała — a co! nie prawdaż?
— Przeżegnaj się, kobieto! — odparł żywo pan Kornikowski — co tobie było w głowie!... No! głos podobny! Ale cóż z tego? To starzec!... tu go w mieście od lat kilkunastu znają bardzo dobrze! Pytałem ludzi! Gdzie zaś! a broń Boże, byś to komu powtórzyła, ot zgubiłabyś chłopca.
— Ale mogłam-że się ja omylić?
— I jak najpewniéj, powtarzam, toć go tu od piętnastu może lat znają... Imaginacya! obłąd! porzuć to! porzuć! Tak-eś mnie nastraszyła, a nadarmo! gadałem z nim sam! Gębę ma zawiązaną, bo mu cyrulik szczęki nadłamał zęba dobywając.
Dorota zbita z tropu i zgromiona zamilkła. Stolnik wielce poruszony powoli teraz i spoczywając szedł na Winiary. Stara sługa zadumana, nie umiejąc sobie wytłómaczyć swojéj omyłki, wyrzucając sobie, że z taką pewnością takie dzieciństwo poplotła i stolnika daremnie przeraziła, smutnie ciągnęła się za nim w milczeniu. Obwiniała siebie i rada była razem, że to się bajką okazało, bo krok tak dziwny zdawał jéj się nieledwie występkiem w obliczu przeszłości Siekierzyńskich.
Był to czas, w którym klasy nieszlacheckie zupełnie pojmowały tę wyższość szlachty i zaszczytu przypuszczenia do niéj dobijały się wszystkiemi środkami; cóż dopiéro szlachectwo takie jak Siekierzyńskich, odwiekuiste, starożytne, za coś nadzwyczajnego uchodzące w sąsiedztwie i tak poważane powszechnie!
Stolnik ze swojéj strony obracał ten wypadek na wszystkie strony; przypominał charakter Tadeusza i pojąć nie umiał, co mu się stało; nie wpadał wcale na myśl, żeby go to zbogacić mogło, a brzydząc się po szlachecku kupiectwem, jako stanem wyrabiającym w człowieku chciwość, i wedle wyobrażeń ówczesnych, służebniczym i podłym — nie mógł rozplątać węzła. Postanowił sobie w téj klęsce, którą go Pan Bóg dotknął, gdyż nie inaczéj nazywał Tadeusza zmianę stanu — udać, że się niczego nie domyśla, milczéć i modlić się, by ten szał jak najprędzéj ustał.
Ale z drugiéj strony sumienie szlacheckie kazało mu odezwać się, zreflektować, wprowadzić na drogę... Cóż tedy począć, mówić czy milczeć?
Długo rozmyślał pan stolnik, zastanawiał się nad swojém położeniem, rozbierał obowiązki, kłócił się z sobą, robił wyrzuty i tak dzień cały spędził w niepokoju największym. Bardzo późno w noc