śląc długo, poczęła wpadać na jakieś domysły, które ją nazajutrz znów do sklepu zagnały. Weszła tak, że jéj Falkowicz nie widział, a gadał do kogoś; jakkolwiek przebrany, zestarzony, wykręcony, tak jéj był znany od pieluch! Był to głos Tadeusza, nie mogła się zmylić!
Pan Tadeusz, ostatni z Siekierzyńskich, ów dawny szlachcic, kupcem! cóż mu się stało? być-że to mogło? Była pewna, że się nie omyliła; nie rozumiała ani celu, ani powodu... ale jakiś niepokój ją opanował, jakby o zbrodni się dowiedziała, jakby popełniła występek. Siadła i zaczęła gorzko płakać.
Maciej o niczém nie wiedział; on właśnie w ganku przyjmował przybyłego stolnika nurskiego, który pomimo podagry przybył się dowiedziéć, co porabia syn przyjaciela, co się stało z odebranym kapitalikiem. Zaraz na wstępie schwytał Macieja zapytaniem:
— A co, mój stary, co u was słychać?
— A! panie stolniku! najgorzéj, że nic... człek nie wié, czy się cieszyć, czy lamentować, tylko w niepokoju czeka jak burzy, którą widzi nadchodzącą.
— Cóż wasz panicz?
— Panicz! możemy powiedziéć, że go prawie nie widujemy. Bóg jeden wié, co robi? wychodzi z domu o świcie, powraca nocą dopiéro, a w żaden sposób dojść nie można, czém się zajmuje... Po mnie aż ciarki chodzą.
— Jużciż mogliście go popytać?
— Aha! żebyż odpowiedział! taki takusieńki mruk jak nieboszczyk ojciec, chodzi i milczy, milczy i chodzi... Dobry, poczciwy, ale ma dwie wady, paneczku... nie gada i tabaki nie zażywa, to go i zgubi.
— Cóż to, jak myślicie? hula może, co?
— Gdybyż hulał? to rzecz wiadoma, że młodemu trzeba trochę się wyszumiéć, ale gdzie tam! Tak on hula jak i ja... Ale coś robi potajemnie i kryje się.
— To źle — rzekł stolnik — potrzeba dojść koniecznie... Kto wié!...
— Niech-że kto będzie mądry! Już my z Dorotą dobrześmy tańcowali i nic... Powiem panu nawet — ciszéj dodał Maciej — szpiegowaliśmy go, wchodzi do jednéj kamienicy regularnie co rana i aż nocką z niéj wyjdzie dopiéro.
— No! to było śledzić kto tam mieszka?
— A któż mieszka? ja nie w ciemię bity... mieszka stary jeden kupiec, młode małżeństwo, szewc, szlachcic jakiś, co na trybunał przyjechał i jeszcze tam jakaś familia uboga; ale jego ani słychu.
Stolnik się zmarszczył mocno, pokiwał głową, zamyślił.
Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/82
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.