Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Ja z nim o tém pogadać muszę — rzekł — przyzna mi się; jużciż nie rozbija i nie kradnie.
Wtém nadeszła Dorota z czerwonemi od płaczu oczyma i uściskała nogi stolnika; jakoś Maciej poszedł dla koni gościa kupić siana wiązkę, a on został sam na sam ze starą sługą.
Dorota obejrzała się naprzód na wszystkie strony, pokiwała głową, załamała ręce i szlochając zawołała:
— Wié pan, co się z naszym paniczem dzieje?
— A! wiem, mówił mi Maciej przecie.
— Cóż on panu mógł powiedziéć? — tu się zaszła od płaczu — on nic nie wié.
— A! na Boga, mów, moja Doroto! mów, zaklinam!
— Gdyby nieboszczyk to zobaczył, umarłby z rozpaczy.
— Jezu miły, ale cóż to jest, Doroto — zawołał stolnik — mów, jeśli Boga kochasz, na rany Chrystusowe!
Dorota zbliżyła się do ucha pana Piotra Kornikowskiego i szepnęła:
— Został kupcem.
Gdyby piorun uderzył u nóg stolnika, nie byłby więcéj pobladł ani się przeraził; słowa zamarły mu w ustach, zatrząsł się, namarszczył brew.
— Jak? co? gdzie?... to być nie może! — wyjęknął — powiadam ci, to być nie może! on! on! Siekierzyński! potomek hetmanów i kasztelanów!..
— Ciszéj, panie stolniku, ciszéj, na Boga, jeszcze nas kto posłyszy; tak jest! został kupcem.
— Prędzéjbym myślał, że się utopi! — krzyknął stolnik porywczo — ignominia! infamia! ale mów-że wasanna, mów-że, jak tosię stało?
— Jak to się stało, ja tego nie wiem, ale jak się przekonałam, to zaraz się wytłómaczę... Jak zaczął panicz z domu rankiem uchodzić, a aż w nocy powracać, zlękliśmy się z Maciejem i szpiegowaliśmy go. Otóż w kamienicy, do któréj chodził, na dole jest sklep, napisano Falkowicza, a to nie Falkowicza żadnego, tylko jego.
— Cóż on tam u kaduka sprzedaje?
— Co? pieprz, rodzenki, imbier, cukier... zwyczajnie kupiec.
— Jak-to! tak, w biały dzień, bez wstydu, psu oczy sprzedawszy!
— O! nie! zobaczysz pan co za dziwy z siebie zrobił! przebrał się, powiadam panu, jak na zapusty! włosy siwe, twarz oliwkowa, garbaty, stary.
— A to ty mi androny prawisz! — krzyknął stolnik laską stukając — to brednie, powtarzam, to brednie.