Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kich wprowadzać razem, ani zbyt silnie uderzyć słabego jeszcze brata, sama mu wprzód oznajmiła o matce, a potém weszła z nią razem.
Pani Delrio cudowną znalazła w nim zmianę; jedno jego wejrzenie opowiedziało jéj o niéj... Emil uśmiechnął się do matki pierwszy raz w życiu! a kto pojmuje, czém dla serca macierzyńskiego uśmiech i uścisk dziecięcia, ten wyobrazi sobie, jakiém szczęściem rozpromieniła się dusza pułkownikowéj, która od łez powstrzymać się nie mogła, tuląc biedne swe dziecię do piersi... Tą chwilą rozkoszy wypłaciło jéj życie dług lat wielu... byłaby padła do nóg swojemu zbawcy, gdyby był stanął przed nią. Emil patrzał na nią jakby ją widział raz pierwszy i uśmiechał się do niéj, a żywemi znakami mówił do Anny o matce, która go jeszcze zrozumiéć nie mogła.
— Powiedz, że to on zrobił wszystko... on, dał mi poznać Boga, was, matkę i mnie samego...
Za panią Delrio, trochę zazdrosny wszedł prezes, pośpieszając do Emila i badając go okiem niespokojném... Nie tyle on uczuł, co inni, to zmartwychpowstanie i nie wiem, czemu czoło się jego zasępiło... Wzruszony, po półgodzinnéj rozmowie, unikając pułkownikowéj, która się synem nasycić nie mogła, pociągnął za sobą Juliana i wyszedł z nim do ogrodu, pułkownika poleciwszy Poli, nielitościwie szczypiącéj go szyderstwy, które on płacił przesadną grzecznością.
Prezes milczał długo zamyślony, aż gdy doszli do wycieczki w ogrodzie, gdzie nikt ich słyszéć nie mógł, odwrócił się do Juliana:
— Kto go o to prosił? — zawołał ruszając ramionami — a tego waszego Drabickiego? po co mu się w to było wdawać?
— Jakto, stryju? ja cię nie rozumiem...
— Zaraz mnie pojmiesz... wszystko najśliczniéj się stało, ale niemniéj, kochany Julku... z Emila nigdy nic nie będzie, bo to istota niepełna, dziś może nieszczęśliwsza, niż była wczoraj, a ty, co byłeś przed niedawnym czasem panem całego Karlina, jesteś wydziedziczony z połowy.
Prezes mówił coraz żywiéj.
— Głuchoniemych prawo nie usuwa od niczego, jak skoro mają pojęcie świata, język, przytomność... zresztą, któżby myślał o tém? byłaby to niesprawiedliwość... Z tego co widzę, wnoszę, że Emil dojrzeje rychło i stanie się słabą ale na pozór prawnie istniejącą istotą... rozumiesz, co z tego za wynikłość? I tak nie byliście w najświetniejszych interesach, a co będzie daléj?
Ruszył ramionami.
— Niéma co mówić. Drabicki się wam dobrze przysłużył.