Strona:PL Kraszewski - Powieści szlacheckie.djvu/395

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

cie, to poświęcenie... niewysłowione... to cud... jakże? odzyskał mowę?...
— Nie! ale rozmawia znakami i czyta... żyje...
— Tak! metodą głuchoniemych? ale żeby to tylko słabemu jego zdrowiu ten wysiłek nie szkodził — rzekł jakoś kwaskowato prezes... on taki osłabiony...
— Ma się daleko lepiéj, polepszyło mu się znacznie.
— Prawda, że to niespodziane szczęście — odezwał się przybyły — słupieję! nigdym nie sądził, żeby to było podobném... chodźmyż do niego...
— Ja mam brata! ten człowiek dał mi brata, dał syna matce... a! jak potrafimy mu się wywdzięczyć...
— O to się nie frasujcie — rzekł zimno stary elegant — najłatwiéj wypłacić się... chodźmy do niego. Sądzę, że pan Drabicki nie uczynił tego nawet bez myśli... naturalnie przyjąć téż nie możemy darmo takiego poświęcenia...
Anna schwyciła za rękę prezesa.
— Na Boga! stryju! wy go nie znacie chyba!
Prezes się uśmiechnął pańsko.
— Ale ba! największe bezinteresowności są najtrudniejsze do opłacenia, ale zawsze się to da zredukować na pieniądze...
Pogładził się po czole, spojrzał na Juliana.
— Jak sądzisz?
— Sądzę, że Aleksy uczynił to przez żywą przyjaźń dla nas! nie mamy co mówić o wypłaceniu się inaczéj jak sercem.
— Możeby to było zadrogo! — szepnął stary — ale o tém potém, chodźmy do Emila.
Turkot powozu oznajmił przybycie pani Delrio, po którą także posłano; pułkownik i ona wchodzili do salonu; zatrzymano się więc dla nich i nastąpiło przywitanie, jak zawsze zimne, grzeczne, oglądające się zarówno na to, żeby nie chybić, jak żeby uchybienie, jeśliby intencya jego się okazała, odpłacić podobną monetą.
Szczera radość błyszczała w oczach matki, która już wiedziała o wszystkiém; zarówno chciała widziéć Emila i zbawcę jego i szukała ich oczyma, ale obu ich nie było. Aleksy wyjechał do gospodarstwa umyślnie, spodziewając się przybycia tych gości i unikając podziękowań i oświadczeń; po chwilce wszyscy pośpieszyli do Emila.
Matka nie widziała go od czasu, gdy bytność jéj tak przykre jeszcze na nim zrobiła wrażenie; spodziewała się, że oprzytomniony, ze zwierzątka posłusznego jakiemuś instynktowi, stawszy się człowiekiem, Emil inaczéj powita ją... że utracone dziecię odzyska... jakoż nie omyliła się. Anna, która tu rządziła, nie chcąc wszyst-