Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Po chwili wyciągniono go znowu... już mówić nie mógł, tylko bełkotał, woda płynęła z niego, oczy miał osłupiałe, otworzył usta, usiłował parę słów wymówić, lecz na znak nielitościwego swego oprawcy po raz trzeci zanurzony został.
To trwało dłużej, niż pierwsze dwa razy; jeszcze jednakże rektor zupełnie zmysłów nie utracił. Wyciągnięto go na brzeg i rzucono nad drogą. Ów zmokły, w pół umarły ze strachu i zimnej kąpieli, z postronkiem pod rękoma, w stanie godnym politowania, został sam jeden na pustem przedmieściu, bezsilny, przy zbliżającej się nocy.
Oprawcy oddalili się szybko, a męczennik ich za zmrokiem nie mógł nawet dostrzedz, w którą udali się stronę... Leżał bezsilny oczekując ratunku, bo sam nie wiedział, co miał począć z sobą. Wstać i z sznurem, którego sam odwiązać nie mógł, iść przez miasto?? krzyczeć?? czekać??... Tak rozważał, gdy postać wielka, którą trudno było poznać po ciemku, staje przed nim i szyderskim głosem się odzywa:
— Ha! Stasiu! jakiżto los cię spotkał? Ty, głowa różnowierców, jak ostatni winowajca przez oprawców w wodę trzykroć rzucony!... kiedy tu leżysz i sapiesz, oni za twoje pieniądze piją w karczmie i ogłaszają przed światem hańbę twoją... a swoje zwycięstwo... Stasiu! Stasiu! do czegożeć przyszedł? Bóg