Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rektor wyjął floren podwójny z kieszeni, nachmurzył czoło, rzucił go Zarankowi i dodał:
— Dozwólże mi waszmość przejść! oto masz na podwieczorek.
— Ba! cha! cha! cha! wolne żarty, przerwał Zaranek nakrywając głowę i zastępując ciągle tak zręcznie drogę księdzu, iż mu się wymknąć nie umiał. To za mało! proszę o czerwony złoty!
— A toż co? czy napaść? wykrzyknął kalwin oburzony. Nie jestem panem kopalni, w zborze nie płyną złote piaski żebym tak pieniądze sypał po ulicy! Idź, idź, kontentuj się tem co daję, bo krzyknę i piechota cię pochwyci.
— Nie trudź się darmo księże rektorze, przerwał napastujący, szkoda ust twoich na próżne słowa, lepiejbyś ich użył na... uwodzenie dziewcząt... rozumiesz mnie!...
— Co? krzyknął obrażony do najwyższego stopnia kalwin. Jak mi to śmiesz mówić!... mnie? wiesz ty kto ja jestem?... co ja mogę?
— Jesteś łotr i możesz wisieć!... odpowiedział bardzo spokojnie Zaranek.
Tu rektor do tak szczerych wyznań nie przywykły, chwycił go za piersi i zamierzał się dać mu policzek, gdy Zaranek wstrząsnął się, porwał go za szyję i zawołał: Hej!... bracia! chodźcie no tu! ksiądz rektor zmęczył się przechadzką, pić mu się chce, zaniesiemy go do Wilii.