Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Na te słowa, posłuszna jego rozkazom wyszła reszta towarzyszów. Rektor pobladł jak trup i sięgając do kieszeni, zawołał pokorniejszym tonem, któremu starał się nadać wesołość i obojętność:
— Ale, mój panie, czy się to godzi tak sobie żartować... Na! proszę cię, weź ten czerwony złoty i napij się za moje zdrowie... ja pić nie chcę, śpieszę się do miasta, nie mam czasu. Bądź zdrów...
Chciał iść, ale Zaranek go nie puszczał i trzymał ciągle za szyję.
— Oj! nie tak to my się prędko pożegnamy jak ci się zdaje, mój dobrodzieju, poczekaj no trochę!... Ten czerwony złoty zda się, biorę go z najuniżeńszem podziękowaniem od wielce przewielebnego księdza rektora, który będzie łaskaw pójść ze mną jeszcze na chwilkę, ku brzegowi Wilii.
— No! no! dajże pokój! zawołał struchlały kalwin, dobywając z kieszeni drugi czerwony złoty i dając go Zarankowi. Proszę cię, nie żartuj, bo nie mam czasu.
— Drugim razem, nie zejdziem się tak paradnie jak dziś! zawołał Zaranek, trzeba korzystać z pory... Co się tycze tego czerwonego złotego, biorę go i wypiję za drowie wielce przewielebnego księdza rektora i dobrodzieja, a tymczasem chodźmy się ochłodzić... Widzę, zacny panie, pot, który zlewa twe świątobliwe skronie, widzę, że ci krew bije do