Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/29

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ale waszmość panie Hreźla śpiewasz sobie tak głośno swoje katolickie piosneczki — a ja jestem kalwin, i zbór kalwiński nad głowami! palsembleu! to nie zawsze bezpiecznie!
— Ba! odpowiedział starzec, ja się tego nie lękam, nie zrobią mi nic panowie zborowi, ani waszmość panie kupcze! niech oni lepiej pilnują swego nosa... ale otoż dzwonią na mszę świętą... muszę ruszać — kto z Bogiem, Bóg z nim. To mówiąc kiwnął głową na znak pożenagnia staruszek i umknął z placu.
Zaledwie się był parę kroków oddalił, nowi przychodnie zwrócili uwagę kupca. Z przeciwległej kamienicy pana Daniela Naborowskiego wyszły dwie osoby i zdawały się dążyć prosto do sklepu.
Jedną z tych osób był krępy pachołek w kurtce, w długich juchtowych butach, w czapce na bakier, i skórzanych spodniach. Twarz jego czerwona i oczy liliową otoczone obrączką, były bardzo jasnym dowodem, że używał mocnych trunków. Szedł jak kaczka, machał rękoma i dowodził coś silnie drugiemu obok idącemu.
Ten drugi był od niego wyższy postawą i lepiej ubrany. Był to młodzieniec, od lat może dwudziestu kilku, rysy twarzy miał regularne, ale oczy osłupiałe; gęba otwarta, mina wiecznie uśmiechająca się, oznaczały wyraźnie, że należał do tej klasy ludzi, którym piątej klepki brakuje. Wielkie wąsy wisiały mu pod