że jeszcze niewiadome nam okoliczności, strachem nabawiały chłopaka, bo i sama nieumiejętność już go słusznie zatrważać mogła.
Pan Desaus chodził, ziewał, brukał, mruczał, chował się w futro, a znudziwszy się nareszcie, że nikt do sklepu nie zachodził — usiadł we drzwiach, w zamiarze zachęcania przechodniów.
Tylko co się był usadowił na wielkiem krześle z poręczami, aż na ulicy chód czyjściś dał się słyszeć, i głos kaszlem przerywany, odśpiewujący powoli różaniec. Desaus ziewnął i wyjrzał.
Przybywający był starzec, ale rzeźwy, w popielatym kontuszu z wielkim kołnierzem z wytartego sobola, w perłowym płaszczu, z kijem w ręku, w czapce na bakier i z różańcem za pasem, którego ziarna przebierał. Twarz miał długą, chudą, ale żywą. — Odśpiewawszy ostatnie amen, stanął przed sklepem i zawołał:
— O! cóżeś się to tak mości Francuzie zaszył w futro?
— Umf! odmruknął Desaus z ukłonem, bo też zimno! palsembleu!
— O! gdzie tam! jużeś to waść musiał dziś wypić przynajmniej bechereczki korzennego wina... a ja na czczo... idę do Bernardynów na mszę świętą... może wstąpię idąc z powrotem.
— Bardzo proszę! proszę bardzo, proszę uniżenie, palsembleu! najniższy sługa —
Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/28
Wygląd
Ta strona została skorygowana.