Przejdź do zawartości

Strona:PL Kraszewski - Kościół Święto Michalski w Wilnie.pdf/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nieoswojony z zimnem drżał jak galareta: niedość że okręcony był futrem od stóp do głowy, a nogi w ogromnych butach ciepłych ukrywał — twarz jego posiniała bardziej jeszcze jak zwykle, nos trząsł się bardzo pociesznie, a z oczu płynęły łzy rzęsiste, które on, mrucząc coś pod nosem, bez ustanku rękawem obcierał.
Chłopiec, który tylko co sklep otworzył i zasiadł zaraz nad ogromną księgą rachunkową, miał minę wesołą; był rumiany, blondyn, przystojny, w oczach dość ognia, uśmiech na ustach, a wąsik tylko co z wierzchnią wargą zaczął się oswajać. Ubiór okazywał, że to stworzenie tak wesołe, tak miłe, tak ogniste, należało do krajowców. Głowę miał podgoloną, tak jak wówczas czupryną Łaszczową nazywano, kontusik wytarty na plecach, niegdyś szaraczkowy, pas skórzany, a na nogach buty z czerwonemi cholewkami, a przodkami z czarnej skóry.
Chłopczyk ten zatarł ręce, strząsnął się od zimna i, chuchnąwszy parę razy w dłonie, z wielką pilnością wziął się do rachunku i pisania, ale widać było, że mu to jeszcze szło oporem, bo nie był z pracą oswojony — biedził się nieborak, drapał się w głowę, kładł pióro, a niekiedy bojaźliwy wzrok rzucał na drżącego Francuza, czyli nie widzi, że mu się tak nie udaje. Surowa mina kupca, który czołgał się z kąta w kąt sklepu, owiniony w futro, jak żółw w skorupie, jego zły humor, inne mo-