Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/289

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Łatwo się było przekonać tym panom, z moich papierów, listów i rachunków, żem wcale w sprawy mojego męża wtajemniczoną nie była...
Baron żądał widzenia się ze mną, odmówiono mu go, gdyż ciężą na nim zarzuty, które najściślejszy areszt musiały ściągnąć na niego.
Ja też nie domagałam się tego wcale. Przybita, zabita, powiedzieć mogę, leżałam sądząc, że umrę...
Na dole Ojcu krew puścić musiano, tak zapadł niebezpiecznie...
Żywej duszy przy nas... nikogo coby się ulitował, słowo pociechy przyniósł — radę... wreszcie choćby skargi i jęku posłuchał.
Julka we łzach, ja w łóżku z gorączką, dom pusty...
Nawet odźwierny, służba, która wczoraj jeszcze nadskakującą była i pełzała przed nami, zbuntowała się niemal, po aresztowaniu barona. Wizyta policji, wywiezienie go z domu, tłum gawiedzi ulicznej zgromadziło przed nim. Przez okno Julka się wyjrzeć obawiała... Wśród ciszy, dochodziły mnie szyderskie krzyki i urągowisko...
Doktor, którego wezwano do Ojca, przyszedł do mnie. Stary człowiek, zimny, grzeczny, zobojętniały widać na wszystko, nie okazał najmniejszego wzruszenia, ani iskierki współczucia. Przywitał się,