Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/290

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wziął puls, nie dopytywał wiele, zapisał lekarstwo, wychodząc służącemu przypomniał natychmiastowe opłacenie wizyty — naturalnie, wziął nas za bankrutów — i zniknął.
Ten dzień zapisze się w pamięci mojej na wieki. Nie rychło na łzy się zdobyć mogłam. Śmiałam się zrazu... Dopiero nad wieczór trysnął ten zdrój... i wylała się choć część boleści...
Żona bankruta i fałszerza!! Otóż do czego doprowadziły mnie marzenia wielkości... blasku — świetności...
Ojciec, choć po krwi puszczeniu miał się lepiej, pokazać mi się nie śmiał. Potrzebowałam czegoś się dowiedzieć, kogoś poradzić... gdy Julka mi doniosła, że — przypadkiem... spotkała kamerdynera jednego z członków Rady państwa ze Lwowa, znanego nam, i że może by mogła tego pana do mnie poprosić.
Ten deputowany był właśnie prawnikiem, któregośmy się nieraz w interesach radzili. Chwyciłam się tej myśli, Julka wybiegła natychmiast. Nie prędko, bo dopiero wieczorem zdołano w jakiejś kawiarni Dauma, wyszukać tego pana, który przez cały dzień nie był w domu, i uprosić go, by przyszedł do mnie.
Znasz go? Jest to prawnik... a prawnik, który ma z chorobami sumienia ludzkiego do czynienia,