Strona:PL Kraszewski - Dziennik Serafiny.djvu/123

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I na to nie odpowiedziałam...
— Cóż, nie przestrasza cię to? dodała.
— A — nie, rzekłam, — bo — Ojciec mi go gwałtem nie narzuci...
— Jużci niepodobieństwo, aby ci się podobał! rzekła — chociaż, muszę wyznać, miły jest bardzo.. Ale, ten dowcip, żargon, nauka, wszystko to cudze, pożyczane, pochwytane, nabyte...
Ruszyła ramionami. — Im tego więcej, tem dla kobiety większe niebezpieczeństwo. Wierz mi, świetne zjawiska nie dają szczęścia... prości, dobrzy ludzie... łatwiejsi są...
Przeszła się parę razy po pokoju... złożywszy ręce na piersi — z głową spuszczoną.
— Proszę cię, żebyś ile razy spotkamy się z jenerałem, albo do nas przyjdzie... unikała go... wysuwała się i nie dopuszczała zbliżenia się do siebie...
— Spełnię Mamy rozkazy...
— Ale ja ci nie rozkazuję — dodała żywo ściskając mnie — ja chcę szczęścia twojego i radzę... radzę jak matka... Trafi ci się przecież coś lepszego, niż stary jenerał, któremu Ojciec cię chce zaprzedać... Człowiek, muszę to powiedzieć, bo mi na sercu leży — lekkomyślny... Tak — ja go znam lepiej...
Szczęściem niemiłą tę rozmowę przerwał Baron, a Mama rzuciła się ku niemu i zaczęły się