Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

palcem na pana Wojnę, przyszedł tu na świadki, to i ja się za nim wcisnąłem. P. Hiacynt zarumieniony usunął się nieco, a oczy wszystkich zwróciły się na niego.
— Z jakiego powodu znajdowałeś się między sługami ks. Czarnkowskiego?
— A bo ja to prowadziłem tę kobietę, o którą poszedł spór, i mnie to te szalone studenciska błotem tak brzydko obrzucali. Jak też ja zobaczyłem że ich bili, to i ja bić zacząłem.
— Czy raniłeś, lub zabiłeś którego?
— Jak Bóg miły, pod mój kij nie patrzałem.
— Czy widziałeś że ks. Czarnkowski was zachęcał do bicia studentów, czy nie mówili ci słudzy, że z jego rozkazu to robili?
— Nic nie mówili, tylko jakeśmy już bić zaczęli, tak oni obróciwszy się ujrzeli, że ten oto ksiądz pono stał we drzwiach i kiwał na nich kijem, aby tłukli co wlezie.
— A tyż to widziałeś?
— A widziałem!
— Czy ten sam był ksiądz którego tu widzisz?
— Musi być ten sam, kiedy tak powiadają.
— Czy przysiężesz na to coś powiedział?
— Gotów jestem i przysiądz, kiedy tego będzie potrzeba, umiem ci i nauczyłem się po obcych krajach tyłe przysiąg, żebym i za dzień cały nie wygadał.
— Nie jesteś więc katolikiem? przysiężesz na krzyżu i Ewanjelji.
— Przysięgnę i na ewanjelję!
— Wiesz-że co to jest ewanjelja? zapytał jeden z zasiadających.