Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/89

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Hiacyntem Wojną z twarzą czerwoną i gębą otwartą. Zrobił się szmer na sali, człowiek ten chciał uciekać i wcisnął się między ciżbę w drzwi stojącą, ale go u drzwi złapano i przyprowadzono wyrywającego się przed pytających.
Zrobił mu pierwsze zapytanie ks. Przerębski.
— Jak się zowiesz? — wiele masz lat? jakiego jesteś stanu?
— Jestem Tomasz Sosnowski, mam lat nie przypominam sobie wiele. —
— Jakiej jesteś religji?
— Tego nie wiem.
— Jakto nie wiesz?
— Nigdy o tem nie myślałem.
— Czy umiesz pacierz?
— Nie, nie umiem.
— Czy byłeś chrzczony.
— Może i chrzcili mnie kiedy, ale bardzo to dawno być musiało, bo nic nie pamiętam.
— Zkąd jesteś rodem?
— Nie wiem proszę Miłości Waszej! ale jak zapamiętam, byłem pastuchem gęsi u panów Wojnów. Potem wzięto mnie do usług do dworu i oddano starszemu paniczowi, jak jechał do Włoskiej ziemi, a potem raz i drugi, gdy wróciwszy z obcych krajów powtórnie wędrował. Teraz wróciliśmy obydwa.
— Nie jesteś więc katolikiem?
— Zapewne jestem, ale o tem nie wiem.
— Teraz u kogo zostajesz?
— U mego pana.
— Któż jest twój pan?
— Znajomy zapewne — ot tam stoi — i wskazał