Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdy więc obrażeni uporczywie przy tem stoją, żeś Waszmość był sprawcą tego zabójstwa, a ze świadków żaden się pożytek nie okazał, — trzeba było przynajmniej przywieść tu owego sługę, który, jeżeli pomnę dobrze, jakeś Waszmość mówił, w waszych sukniach wyszedł i za niego samego był wzięty.
Zwrócili się wszyscy, oczekując odpowiedzi niecierpliwie, król i studenci wlepili oczy w księdza, a on schylając głowę powoli i smutnie odpowiedział:
— Ten uciekł N. Panie.
Król głową i ustami poruszył, studenci rozśmieli się głośno, inni zdumieni stanęli. Ci nawet którzy znając dobrze ks. Czarnkowskiego, nie mogli ani na chwilę myśleć żeby on był sam zabójcą lub motorem zabójstwa, zaczęli się już wahać i na stronę studentów nachylać, widząc jak się wszystko przeciw niemu składało.
Chwila przykrego milczenia nastąpiła w sali, a oczy wszystkich bezustanku spoczywały na obwinionym, który nie zmienił twarzy, nie okazał po sobie niespokojności i milczał.
Cóż albowiem miał mówić, gdy wszystko, nawet to co myślał że go obroni, przeciw niemu się zwracało. Król zdawał się chwilkę namyślać, potem odezwał się z cicha:
— Sądowe scrutinium sprawy, w razach mężobójstwa używane, wyjaśni to, co my tu prędkiem badaniem obejrzeć ani sprawdzić nie możem.
— Gdy N. Panie — przerwał obwiniony, wszystko się na pozór przeciw mnie składa, jedynem mojem jest życzeniem, abyś W. K. Mość wyrozumicielów mi ku tej sprawie wyznaczyć raczył, aby podejrzenia któremi mnie obciążają przed światłem sprawiedliwości zniknąć mogły.