gotów śmiać z rzeczy nad któremi byśmy płakali, bo każda rzecz ma dwie stronie[1].
— Są i ludzie co mają dwie stronie — rzekł Stańczyk prędkie rzucając wejrzenie przecięte mrugnieniem oczu na Kmitę i umilkł. Kmita poprawił pasa i spojrzał na bok.
Zbliżył się Jan Jastrzębiec Ocieski, nie młody, ale uśmiechający się, głośno mówiący, wesoły i strojny — ten wyciągnął rękę do Stańczyka i rzekł: — A ty tu także z nami?
— Gdzie tylko są głupstwa z których się śmiać trzeba, tam i ja jestem, rzekł szybko błazen.
— No! dobrze, odpowiedział Ocieski — wyrwałem ci z ust nie bardzo pochlebne nam słowo, ale się musisz za to wypłacić — i powiedzieć nam co wesołego, jaką bajeczkę na przykład.
— Dobrze! dobrze! tak! niech co powie za pokutę, rzekł Kmita, a za nim odezwał się biskup.
— Stańczyku powiesz nam jaką bajkę, byle nie z tych, które przystojność obrażają.
— Czyście Waszmość małe dzieci, bym wam jak baba nad kołyską plótł bajki? Ale — zapomniałem żeśmy wszyscy dzieci, tylko stare.
Nie było się z czego śmiać, a jednak się wszyscy chórem jakby dla ulżenia sercu rozśmieli, a Stańczyk ruszył ramionami i milczał.
— No mów, odezwał się Kmita, dam ci za to na dzban wina.
— Mów bajkę! powiedz co wesołego, zawołali wszyscy cisnąc się ku niemu,.
- ↑ Forma zarzucona liczby podwójnej (Nun erus dualis).