Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu świadczyli? Kłamie więc kto mówi że jest niewinnym, a gdy tak jest na cóż się ociągać, dobra sprawa nie potrzebuje powolnego postępowania. Zły niech się namyśla co ma robić, my idźmy się domagać sprawiedliwości, póki nam jeszcze nikt tego nie broni.
— A jeśli jej nie odbierzem?
— Jeśli jej nie odbierzem, pochwycił drugi z zapałem, pójdziem ztąd, opuścim nauki, opuścim Kraków i Polskę. Nie tyle świata co w oknie, pójdziem dalej. A zacz tu naszego co zostanie, poczembyśmy płakali, którenże ma kogo żałować, lub takiego co by go żałował? Co nas tu trzyma? Pamiętacie jeszcze może ten wiersz który nam niedawno tłómaczył ks. Adalbertus w poetyce:
Omne solum forti patria est, ut piscibus aequor.
— Co znaczy jeśliście zapomnieli, że mężnym i stałym każden kraj jest ojczyzną, jak rybie woda. Gdzie pójdziem wszędzie lepiej nam będzie jak tutaj. Niech pustkami stoją kolegia, niech nauki wyglądają napróżno ktoby przyszedł po nie, wszędzie jest litość i chleb dla biednych — wszędzie są nauki — pójdziem w świat!
— Pójdziem w świat! powtórzyli wszyscy, tak! pójdziem! — Powiemy im to w oczy, powiemy samemu królowi, że jeśli nas sprawiedliwość ominie, noga nasza nie postanie tutaj. — Zgoda?
— Zgoda!
— Bodaj przepadł marnie kto słowa nie dotrzyma.
— Bodaj przepadł! W świat! w świat!
— W świat! powtórzyli wszyscy.
I jeden z nich stanął w oknie i odezwał się machając ręką na znak aby się uciszyli do tych, którzy stali na dziedzińcu i podwórzu.