Strona:PL Kraszewski - Żacy krakowscy.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ha! ha! hu! hu! krzyki tylko i łajania zawrzały w tłumie i razem potężny kawał błota zasłonił oczy śmiałemu przewodnikowi. Strelimussa blada, drżąca, wylękła, krzyczała na niego, prosiła aby szedł i szedł prędko, ciągnęła go za sobą, szarpała za ręce — ale napróżno. Pan Tomasz nie uważał na to i stał jak kamień wrosły nogami w ziemię, rozgniewany, rozjuszony, wołając ciągle — ja was nauczę rozumu, ja was nauczę!
— Chodźmy na miłość Bożą — wołała Strelimussa oni nas zabiją!
— Nie bój się przy mnie niczego! krzyczał Tomasz, muszę ich wyłajać. — Łotry! odważyliście się błotem ciskać, czekajcie! ja was nauczę! Jestem sługa siostrzeńca księdza kanonika, słyszycie księdza kanonika! — I wrzeszczał próżno, nie zważając jak go drżąca i przelękniona Strelimussa ciągle bezskutecznie szarpała; a coraz nowe wrzaski, przekleństwa, urągania, śmiechy, zagłuszały go szumiąc bezprzestannie w około.
— Piękna para! śliczna para! — wołali żacy, potańcujcież nam trochę! tu w środku na ulicy! hu! ha! — Nuże patronko niecnot całego miasta! i ty drągalu itd. Ruszajcież się piękne małżeństwo! o! hu! Któren-że to dzień ślub wam dawał? ha! ha! Śliczną masz żonkę panie wąsaty niedźwiedziu! Wdowę po połowie świata! Tańcujcież nam! itd. itd.
Potem gęściejszy coraz sypnął się zewsząd grad kamieni, piasku, błota, trzasek, śmiecia, wody tak żwawo, tak niespodzianie i tak trafnie wymierzony, że w momencie suknie kobiety i jej zuchwałego przewodnika okryte niemi z góry do dołu zostały. Strelimussa drżąca z gniewu i bojaźni, klnąc i chcąc uciekać,