Strona:PL Klementyna Hoffmanowa - Wybór powieści.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzalszy wita rok nowy z wdzięcznym uśmiechom, a oko, na które już mrok zachodzi, w tej powszechnej radości na grób spoziera. Takowym dniem wiosennym był dzień, kiedy ci, którzy odwiedzili Kościelnika Szymona na łożu śmiertelnem, poszli do domku jego, chcąc towarzyszyć szanownym zwłokom, na miejsce pogrzebu. Noc dnia w którym on umarł, zdawała się być nocą zgonu zimy. Poranek dnia, kiedy pochowany został, zdawał się być porankiem narodzenia wiosny. Sędziwy Pleban i ja, szliśmy sami doliną ponad brzegiem rzeczki; już jej wody, gdzie niegdzie tylko szronem, w podobieństwie piany okryte, płynęły szybko. Wierzby i brzozy z drzew najrychlejsze zdawały się już z lekka zielonością ubarwione, a pod niemi tu i owdzie wyglądała w radości nowego bytu, niebieska przylaszczka, sama lub w kępkach. Niektóre owady już igrały w powietrzu, a kiedy niekiedy ptaszek, wskroś przejęty tem nagłem ciepłem, odzywał się z miłosną piosnką, siedząc na ubogich jeszcze gałęziach. Był to właśnie dzień taki, jakiby człowiek poważny i staranny obrał do zwiedzenia pola swego, do upatrzenia szkód zimy i nadziei lata. Natrafił też na tę myśl Pleban, gdyśmy na chwilę stanęli, chcąc się okolicy przypatrzyć. »W podobnych to dniach, powiedział, zwykł był poczciwy Szymon obchodzić małe państwo swoje z synową lub wnukiem, a najczęściej sam z Pismem świętem w ręku«. Wtem dostrzegliśmy domek jego; przyłączać się też do nas zaczęły osoby z różnych stron, równie jak my na pogrzeb dążące; wszyscy byli poważni; ale nikt smutnym: jeden witał się z drugim łagodnie i w pokoju. Kościelnik Szymon umarł pełen dni i nikt z najbliższych jego, rozpaczać nad tym zgonem nie mógł. Długie i pobożne życie pięknie zakończył, i każdy z tych,